wtorek, 25 sierpnia 2009

Jamie Oliver w mojej kuchni

Już dawno temu miała pojawić się tutaj recenzja książki Jamie Oliwer w domu. Przez gotowanie do lepszego życia, ale jako że odkładanie wszystkiego "na potem" na dobre wryło się już w mój charakter, napisanie kilku zdań o jednej z moich ulubionych książek kucharskich musiało poczekać parę miesięcy. W międzyczasie zdążyłam już namówić kilka osób do zakupu książki, dodać przepisom dodatkowych smaków, przyozdabiając kartki sosami aktualnie gotowanych potraw, nabawić się kontuzji, zrzucając Olivera na swoją stopę (a musicie wiedzieć, że książka waży niemało!)...


To co lubię w książce najbardziej, to jej wygląd. To jedna z najlepiej wydanych książek kucharskich, jakie miałam w ręku. Płócienna okładka z nienachalnym zdjęciem autora oraz nadrukiem w modnym ostatnio połączeniu kolorów niebieskiego z brązowym (jednym z moich ulubionych z resztą :)), niewystylizowane zdjęcia potraw wydrukowane na matowym papierze, fajny skład tekstu i starannie przemyślany układ książki - to wszystko decyduje o tym, że mając tę książkę w ręku, od razu chce się gotować. Wygląda jak stara babcina skarbnica przepisów, a takie przecież nie mogą się nie udać. I jeszcze ten zapach! Uwielbiam zapach nowych książek, a ten druk pachnie naprawdę wyjątkowo! ;)


Co do zawartości, ten kto choć odrobinę zna kuchnię Jamiego, wie czego się spodziewać. Proste, niewyszukane przepisy na dania sezonowe, które dopełnia wyczerpujący komentarz Jamiego.  Czytając jego słowa odnosi się wrażenie, że ten facet naprawdę lubi gotować. Zaproszenie do jego domu, ogrodu przyjęłam bez wahania i od razu dałam się namówić na własny ogródek, nawet jeśli miałby ograniczać się do kilku doniczek na parapecie.


Dałam się również namówić na urozmaicenie klasycznej carbonary królującą właśnie na straganach cukinią. I muszę przyznać, że przepis spodobał mi się (a może raczej zasmakował) na tyle, że wpisałam go na stałe do kanonu swoich ulubionych potraw. Rewelacja.


Zucchini carbonara



Źródło przepisu: "Jamie Oliver w domu"

Czas przygotowania: 20 minut

Porcje: 2


Składniki:

  • 250 g makaronu penne

  • 2 żółtka dużych jaj

  • 50 ml śmietany kremówki

  • 6 grubych plastrów wędzonego boczku

  • 2 zielone cukinie

  • 1 garść tartego parmezanu

  • sól

  • pieprz

  • tymianek


Makaron ugotować w osolonej wodzie. Cukinie umyć, przekroić na pół, a potem na ćwiartki. Usunąć nasiona, w miąższ pokroić na kawałki wielkości i kształtu penne.


Przygotować sos. Żółtka wbić do miski, dodać śmietanę oraz połowę parmezanu, wymieszać widelcem, odstawić. Na dużej patelni podsmażyć pokrojony w kostkę boczek. Następnie dodać cukinię i szczyptę pieprzu. Wszystko posypać świeżym tymiankiem i razem wymieszać. Smażyć do czasu, aż cukinie zaczną się rumienić i będę miękkie.


Kiedy makaron będzie gotowy, odcedzić go, zostawiając odrobinę wody z gotowania. Wrzucić makaron na patelnię i wymieszać z cukinią oraz boczkiem. Zdjąć z ognia, dodać odrobinę wody z gotowania oraz przygotowany wcześniej sos. Szybko wymieszać. Makaron podawać od razu posypany resztą parmezanu.


Zucchini carbonara



[print_link]

I na koniec zupełnie poza tematem. Mico z Olive and Flour zaprosił mnie do łańcuszkowej zabawy, nominując niniejszy blog do KBA i BBA (to brzmi jak jakieś super tajne kody!) i chociaż nie ma chyba sensu ciągnąć zabawy dalej, bo wszyscy których lubię i cenię nie uciekli przed strzałami, to poniżej prezentuję kilka faktów o sobie...




  1. Mam swoją teorię płynów gęstych i rzadkich. Gęste to np. mleko, kawa, kakao, rzadkie - herbata, woda. Gęste piję w jednych kubkach specjalnie dla nich przeznaczonych, rzadkie w drugich. Odstępstwa się nie zdarzają :).

  2. Każdy dzień zaczynam od porządnej dawki ruchu na zajęciach fitness.  Godziny 9-12 to czas tylko dla mnie. Nie byłoby może nic w tym dziwnego, gdyby nie fakt, że jeszcze pół roku moją jedyną aktywną formą ruchu był spacer z psem, a ostatnie zajęcia WFu odbyłam na pierwszym roku studiów...

  3. Jestem niesamowitą gadżeciarą. Uwielbiam ładne designerskie rzeczy, szczególnie te kuchenne.  A jeśli dodatkowo są one w kolorze czerwonym, to już nic więcej do szczęścia mi nie potrzeba.

  4. Ślub z mężem braliśmy w dniu w kalendarzu oznaczonym jako trzy kosy ;).

  5. Moją ulubioną książką jest "Mysza bajka nie dla dzieci" Tomka Matkowskiego. Z drugiej części książki  pochodzi mój nick, mylnie posądzany o z związki z klapsą, rodzajem gruszki :).

  6. Uwielbiam kawę. Najlepiej taką z dużą ilością mleka, do której często lepiej pasuję etykietka "napój kawowy". Jestem fanką elephant latte w coffee heaven. Razem z kawałkiem marchewkowego ciasta zapewnia mi porządną dawkę słodyczy, która wystarcza mi na długo.

  7. Jestem właścicielką dumnego i upartego westa Kokosa, który wywrócił nasze życie do góry nogami, ale bez którego nie wyobrażamy już sobie życia.

9 komentarzy:

Gosi@ pisze...

Gratuluje wyroznienia :I milo sie paru rzeczy dowiedziec o Tobie :) a Jamiego tez bardzo lubie wlasnie za te jego prostote i zarazem genialnosc przyrzadzania pysznych rzeczy )

wiosenka pisze...

Świetny przepis.Muszę wreszcie zakupić tą książkę:)

Majana pisze...

Pięknie wygląda ten makaronik, mniam:)
Gratuluję wyróżnienia! :))

viridianka pisze...

ja do tej ksiazki tez sie przymierzam, narazie kupilam sobie taka inna wiec narazie pieniazki sie uszczupliły ale za troche mam nadzieje ją kupic, bo przegladalam ja w empiku i mam podobne wrazenia jak i Ty :))

mico pisze...

Tak, tak, Jamie Olivier w domu, to bardzo fajna rzecz - z resztą już kiedyś o tym u siebie wspominałem. Widzę, że spostrzeżenia podobne ;)

Z tą teorią płynów gęstych i rzadkich, to prawie jak ze spiskową teorią dziejów... w każdym bądź razie - zabawnie zakręcone.
Właściwie, to w ogóle wszystkie fakty pozytywnie zakręcone.
A ja w takim razie życzę ci pełnego, czerwonego kompletu Kitchen Aid.

mysza klapsiara pisze...

@Gosia: ja właśnie tę prostotę powoli odkrywam i coraz bardziej mi się podoba!

mysza klapsiara pisze...

@wiosenka, viridianka: Koniecznie, bo jest naprawdę rewelacyjna!
@majana: a jak smakuje!

mysza klapsiara pisze...

@mico: widać podobne rzeczy nam się podobają :) a jak tylko stanę się szczęśliwą posiadaczką czerwonego lśniącego kompletu, od razu się pochwalę :)

leszczynka pisze...

Nigdy nie robiłam nic Jamiego, ale chyba zachęciłaś do spróbowania.
A teorię płynów gęstych i rzadkich rozumiem doskonale. Ale nie dzielę na kubki :)