poniedziałek, 30 maja 2011

Bazylia Lunch&Dinner Club

 

Pierwszy raz w Bazylii mieliśmy przyjemność być niewiele po otwarciu restauracji. Niedawno wróciliśmy ponownie chcąc sprawdzić wrażenia, które mieliśmy za pierwszym razem.

Zacząć trzeba od tego, że lokale typu breakfast & lunch & dinner, takie jak Bazylia są w Europie codziennością. W Londynie proponują podpiekane sandwicze, w Sztokholmie pasty z najróżniejszymi sosami, w Berlinie można spróbować dania dnia w zestawie z kawałkiem tortu. Nie wspominając o krajach południowych, do których właśnie lokal Bazylia nawiązuje wystrojem, klimatem i menu. Zresztą nie tylko menu, ale też wystrojem. Świeża zielona i biała, do tego z ceglaną ścianą prezentuje się Bazylia bardzo nowocześnie i europejsko.

Najważniejsze jednak, jak zwykle, jest jedzenie. I tu mamy pewien problem. Jedzenie w Bazylii jest jak najbardziej godne polecenia, przy czym zdecydowano się tam na dość specyficzny pomysł na przechowywanie dań. Wszystko prezentowane jest w szklanej ladzie chłodniczej. Owszem, na początku dnia wygląda to bardzo interesująco, jednak im później, tym makarony, lasagne, zapiekanki wyglądają gorzej - obeschnięte i zwiędłe. Jedzenie, które zamawiamy jest właśnie z tej lady chłodniczej wyciągane i podgrzewane, może się więc nam zdarzyć na talerzu choćby zeschły makaron.

Zupełnie inną historią są tam śniadania - talerz z serem, wędlinami i jajecznicą lub frankfuterkami do wyboru, musli z jogurtem i trzema rodzajami świeżych owoców, a przede wszystkim ciabatty, bagietki i sandwicze. Szczególnie polecamy te ostatnie z mozarellą, pomidorem i sałatą czy z indykiem, serem żółtym, pomidorem i sałatą, podgrzane tuż przed podaniem.

Ocenę całościową pozostawiamy tym razem każdemu z osobna. Zachęcamy oczywiście do spróbowania wszystkich dań serwowanych w Bazylii.

środa, 25 maja 2011

Tarta ze szparagami

Tarta ze szparagami

Po ostatniej odmianie w naszej kuchni jakim były wariacje na temat fast foodów (o czym mogliście przeczytać w naszym newsletterze) znowu wracamy do majowych smaków, a wśród nich królują szparagi. Zdecydowanie najbardziej lubimy je same, ale tym razem zdecydowaliśmy się na tartę. Jednak po długim dniu w pracy nie mieliśmy sił na zagniatanie ciasta dlatego wybraliśmy gotowe ciasto francuskie. Świetnie sprawdziło się w roli spodu tarty, a do tego szparagi i masa z serka mascarpone. Palce lizać!

pęczek szparagów

paczka świeżego ciasta francuskiego

250g serka mascarpone

100ml śmietany kremówki

1 jajko

sól, pieprz

Gotujemy szparagi. Ciasto rozwijamy, nacinamy 2 cm od krawędzi, zawijamy na pół tworząc brzeg. Środek nakłuwamy i obciążamy, np. fasolą. Wstawiamy do piekarnika na ok. 15 minut. W międzyczasie mieszamy serek ze śmietaną, jajkiem. Soli i pieprzymy. Gdy ciasto się upiecze i powstanie brzeg tarty wykładamy szparagi, zalewamy masą serowo-śmietanowo-jajeczną. Pieczemy ok. 10 minut, aż masa się zetnie.

poniedziałek, 23 maja 2011

Łomża niepasteryzowana

Beer

Piwo jest w chwili obecnej najpopularniejszym napojem alkoholowym w Polsce. Jego spożycie w najbliższych latach szacowane jest na 94-95 litrów rocznie na statystycznego Polaka. Nie dziwi więc, że rynek piw w Polsce ostatnio przeżywa wyraźne ożywienie. Z jednej strony do świadomości konsumentów docierają małe browary, które przeciwstawiają się obliczonemu na masowość sposobowi produkowania piwa przez wielkie koncerny. Z drugiej coraz większą popularnością cieszą się piwa pszeniczne i piwa niepasteryzowane.


Choć nie jesteśmy specjalnymi smakoszami piwa postanowiliśmy spróbować nowych smaków. Na pierwszy test wybraliśmy piwo Łomża niepasteryzowane. W tym miejscu uwaga - są dwie Łomże niepasteryzowane. Jedna w standardowej zielonej butelce i druga ta w uroczej, małej, pękatej butelce o pojemności 0,33 litra.


Większość produkcji piwa przeznaczonego do obrotu w sieciach handlowych podlega wyjałowieniu poprzez pasteryzację, dzięki czemu piwo uzyskuje większą trwałość. Browary stosują najczęściej płytowy wymiennik ciepła, przez który piwo ogrzane do temperatury 70 °C przepływa przez ok. 2 min. Brak pasteryzacji piwa pozwala na zachowanie pełnych walorów smakowych, jednakże jego przydatność do spożycia wynosi zaledwie kilka tygodni.


Tyle Wikipedia. Nasz mały test pokazał, że piwo niepasteryzowane jest rzeczywiście bogatsze w smaku. W odróżnieniu od tego tradycyjnego nie jest takie "płaskie" i wyraźnie bardziej orzeźwiające. Źle znosi też naszym zdaniem zbyt duże schłodzenie - traci wtedy zbyt wiele ze swych smaków. Jednocześnie zdecydowanie mniej wyczuwalna jest w tego typu piwie chmielowa goryczka. Dla nas Łomża jest zdecydowanie warta polecenia.

Fabryka pizzy

Do Fabryki Pizzy mieliśmy się wybrać już od dłuższego czasu. Jedna z nich mieściła się w Katowicach, jednak zanim udało nam się zdecydować lokal zdążył się już zamknąć. Ostatni raz będąc w Krakowie udało nam się wypatrzyć jedną z Fabryk Pizzy, stwierdziliśmy więc, że lepszej okazji nie będzie.

Pierwsze co rzuca się w oczy w przypadku krakowskiej restauracji to wystrój. Wysoki sufit, wydaje się, że ściany ciągną się w nieskończoność, człowiek czuje się prawie jak w pobliskiej katedrze. Co więcej ściany wyłożone są włoskimi gazetami, a na półkach stoją skrzynki z butelkami oliwy i wina. Niezwykle. Do tego ustawione w rządku stoliki przywodzące na myśl bistra z największych europejskich stolic.

Menu, jak sama nazwa wskazuje, opiera się na pizzy, natomiast oprócz tego możemy znaleźć też makarony, gnocchi, a nawet zupy. My skusiliśmy się na zielone gnocchi i bombera, czyli ciasto drożdżowe z zawiniętym w nim nadzieniem. W tym miejscu wspomnieć trzeba, że osoba układająca kartę jest ogromnie kreatywna, a od niektórych nazw usta same wykrzywiały się w uśmiechu (właśnie wspomniany bomber, czy choćby sałatka rybak z jajem). Samo jedzenie oczywiście przepyszne, w niczym nie przypominające byle jakich fastfoodowych pizzerii. Choć pewnie Kraków to miejsce dobre też na inne odkrycia kulinarne to Fabryka Pizzy jest doskonałym wyjściem dla osób głodnych porządnego jedzenia.

Fabryka Pizzy

ul. Sławkowska 5, Kraków

Nd. - Czw. 12:00 - 23:00

Pt. - Sb. 12:00 - 24:00

niedziela, 22 maja 2011

Penne z pomidorami i fetą

Penne with feta cheese and cherry tomatoes

O tak! Czegoś takiego nam brakowało przez te wszystkie smutne zimowe dni. W weekend w zasadzie odwiedziło nas lato, tak więc nie mieliśmy ochoty na nic ciężkiego, ani na nic długiego w przygotowaniu. Wybraliśmy małą wariację na temat greckiej sałatki. Feta, pomidory i... makaron. Niezwykłe kolory i niesamowite smaki. Nawet gdy teraz, już dzień po, przypominam sobie te barwy na talerzu cieknie mi ślinka.

150g makaronu penne

250g pomidorków cherry

200g fety

bazylia

sól, pieprz

oliwa

sok z cytryny

Makaron gotujemy. W międzyczasie kroimy w kostkę fetę, pomidorki przekrawamy na połowy, rwiemy bazylię. Wrzucamy do miski, dodajemy łyżkę soku z cytryny i 5-6 łyżek oliwy, solimy, pieprzymy. Gdy makaron się ugotuje mieszamy z resztą składników. Od razu podajemy.

czwartek, 19 maja 2011

Ciasto czekoladowe

Brownie

Wiosna wiosną, ale powoli byliśmy skłonni uznać, że już potrzebujemy chwili wytchnienia, dlatego zwróciliśmy się z powrotem w stronę tradycyjnego gościa w naszej kuchni - czekolady. Brownies były doskonałym wyborem. Mocno czekoladowe i wilgotne zaspokoiły nasz czekoladowy głód z naddatkiem.

3/4 szklanki stopionego masła

1 łyżka rumu

3 jajka

3/4 szklanki mąki

3/4 szklanki kakao

1/2 łyżeczki proszku do pieczenia

Połączyć ze sobą masło, rum i cukier. Dodać mąkę, proszek do pieczenia i kakao. Przelać do nasmarowanej masłem i obsypanej mąką foremki (my zdecydowaliśmy się na przygotowanie małych brownies w kokilkach). Piec 25-30 minut w piekarniku nagrzanym do 180 stopni Celcjusza. Podawać na przykład obsypane cukrem pudrem.

poniedziałek, 16 maja 2011

El Greco



Kuchnia śródziemnomorska, szczególnie włoska i grecka, jest w naszym kraju niezwykle popularna. Liczba włoskich i greckich restauracji jest astronomiczna. Ma to swoje oczywiste zalety - smak Włoch i Grecji jest wyjątkowo urzekający, zwłaszcza w trakcie trudnych polskich zimowych miesięcy. Niestety oznacza to również, że jakość jedzenia podawanego w tych restauracjach czasami woła o pomstę do nieba. Po prostu każdemu wydaje się, że potrafi zrobić spaghetti albo musakę. Czasami jednak trafi się perełka.

El Greco, położone w samym centrum Warszawy, przy ulicy Grzybowskiej przede wszystkim zaskakuje niezwykle uroczym i oryginalnym wystrojem wnętrza. Jasna, oliwkowo zielona od razu przywodzi na myśl atmosferę Grecji. Najważniejsze jednak jest jedzenie - tutaj naprawdę wyśmienite. Przygotowane przez greckiego szefa kuchni Theodorosa Vogdanosa potrawy zawsze pachną bukietem ziół i niezwykle smakują. Nic dziwnego, że w 2010 roku restauracja została wybrana przez czytelników Gazety Wyborczej Knajpą Roku. Polecić można przede wszystkim bogactwo przystawek i mięsa, ze szczególnym uwzględnieniem bardzo smacznej jagnięciny. Dla lubiących tradycyjne podejście do kuchni greckiej jest oczywiście musaka.

Ceny przedstawiają średnią warszawską. Warto natomiast zwrócić uwagę na lunch menu (od poniedziałku do piątku od 11:00 do 17:00) tutaj kuszą równie niezwykłe dania w bardzo przystępnych cenach. Jest też coś dla maluchów - dla nich przygotowano osobne menu.

Patrząc na liczbę gości każdego wieczoru widać, że zarówno kuchnia jak i atmosfera tego miejsca cieszy się wielką popularnością.

El Greco

ul. Grzybowska 9, Warszawa

Pn. - Pt. 11:00 - 23:00

Sob. - Nd. 12:00 - 23:00

sobota, 14 maja 2011

Światowy dzień sprawiedliwego handlu

Czy tego chcemy czy nie przyszło nam być częścią rzeczywistości odmiennej i znacznie bardziej skomplikowanej niż jeszcze trzydzieści czy pięćdziesiąt lat temu. Światem współczesnym rządzą procesy, których często sobie nie uświadamiamy albo których w ramach swojej codzienności nie ogarniamy. Nasze wybory żywnościowe niestety również są częścią tych globalnych procesów. Kto by myślał wybierając banany, czekoladę, kawę o tym, że ma wpływ na życie setek ludzi w odległym zakątku świata. Czas jednak na taką świadomość, czas o tym codziennie pamiętać. Jesteśmy to po prostu tym ludziom winni.

14 maja obchodzimy światowy dzień sprawiedliwego handlu. Ruch fair trade narodził się z przekonania, że wybór jakiego dokonujemy w sklepie mieć powinien bezpośrednie przełożenie na sytuację życiową ludności Afryki, Azji, Ameryki Południowej produkującej żywność. Fair trade opiera się na pięciu filarach. Przede wszystkim uczciwa cen, pozwalająca pracownikom plantacji czy manufaktur pokryć koszty utrzymania, ale też edukacji dzieci. Ponadto właściwe praktyki handlowe, odpowiednie warunki socjalne, jak niewykorzystywanie pracy niewolniczej czy pracy dzieci, demokratyczne zarządzanie produkcji i zwiększanie niezależności producentów.

Kilka dni temu mieliśmy możliwość spróbowania kilku produktów fair trade z oferty Tesco. Cola, czekolada, kawa - wszystkie pochodzące z Ameryki Południowej lub Afryki. Zdecydowanie najlepszym wyborem jest czekolada. Z dużą zawartością kakao, bardzo intensywna. Cola i czekolada również jak najwyższej jakości, o interesującym smaku. Oczywiście pamiętać musimy o jednym - sednem fair trade są postulaty socjalne, pracownicze, po prostu ludzka sprawiedliwość. Tak więc artykuły fair trade kupujmy pamiętając o losach pracowników afrykańskich i amerykańskich plantacji.

piątek, 13 maja 2011

Sałatka z młodych rzodkiewek i ziemniaków

Ostatnie dni dawały nam już przedsmak lata (niestety nie dzisiaj - tylko wiatr i deszcz), dlatego w kuchni zapragnęliśmy letnio-wiosennych smaków. A czy może być coś bardziej letniego niż sałatka? Postanowiliśmy wykorzystać w niej wszechobecne już nowalijki i oto prezentujemy bardzo prostą i szybką, a jednocześnie niezwykle smaczną sałatkę z młodej rzodkiewki i ziemniaków.

rzodkiewka-salatka

1kg młodych ziemniaków

2 pęczki rzodkiewki

sałata (dowolnego wyboru)

2 ząbki czosnku

oliwa

sok z połówki cytryny

sól, pieprz

Ziemniaki dokładnie myjemy, gotujemy ok. 15 minut, tak żeby po ugotowaniu były jeszcze pół twarde. Studzimy. W międzyczasie kroimy rzodkiewkę na plasterki. Wybraną przez nas sałatę (może być tradycyjna masłowa, lodowa, rzymska albo mix) rwiemy. Jeśli liście rzodkiewki są ładne i nie zniszczone możemy porwać je również. Czosnek ucieramy z solą, mieszamy z oliwą, sokiem z cytryny i pieprzem (najlepszy jest do tego mały słoiczek użyty na zasadzie shakera). Wszystkie składniki łączymy i polewamy dresingiem.

poniedziałek, 9 maja 2011

Z poradnika gastroogrodnika

Od kilku, kilkunastu dni wiosna już w pełni. Dlatego to już najwyższa pora na posadzenie ziół i warzyw, które w tym sezonie chcemy wykorzystać w kuchni. Jak już pisaliśmy wcześniej własna zielona hodowla to same plusy, ale wbrew pozorom to wcale nie taka prosta sprawa. Niżej dzielimy się radami, powstałymi na bazie naszych dotychczasowych doświadczeń.

planting

Zacząć musimy od tego co potrzebujemy. Konieczna będzie ziemia, doniczki, nasiona i proste narzędzia. Ziemia, ku naszemu zdziwieniu, w chwili obecnej do kupienia przede wszystkim w hipermarketach. Duży sklep ogrodniczo-budowlany Leroy-Merlin, który mamy pod nosem niestety w tym względzie nie proponuje nic ciekawego. Najlepsza będzie ziemia uniwersalna - ani zbyt zasadowa, ani kwaśna (dlatego nie kupujcie ziemi pod iglaki czy begonie). Można w sklepach znaleźć ziemię pod warzywa. Jeśli taką gdzieś wypatrzycie bierzcie bez wahania.

Problem jest też z doniczkami. Nasza doniczka przede wszystkim musi posiadać dziurki przez które wypływać będzie nadmiar wody z podlewania. Jeśli dziurek nie będzie, jest duże prawdopodobieństwo, że roślinki będą miały zbyt dużo wody i zgniją. Minusem doniczek z dziurką jest to, że są brzydkie. Dlatego dla miłośników ładnego parapetu czy balkonu dobrym pomysłem będzie zakupienie osłonki. Jeśli natomiast swoje rośliny zasadzicie w dużej donicy nie musicie aż tak bardzo przejmować się dziurkami. Wody i tak zawsze będzie za mało, żeby skrzywdzić naszą hodowlę.

Nasionka bez problemu już kupimy w sklepach ogrodniczych. Przy wyborze warto myśleć o praktyczności i prostocie. Do najprostszych roślin z całą pewnością należą bazylia, mięta. Są one też w kuchni bardzo przydatne - warto zacząć od nich. W paczce znajdziemy ich dość dużo, pamiętać więc musimy, żeby sadząc je do ziemi zostawić przyszłym roślinkom nieco miejsca. Przy doniczce o średnicy 15 cm jedna paczka spokojnie wystarczy na obsadzenie dwóch. W zależności od rośliny nasiona muszą być bardziej lub mnie wciśnięte w ziemie. Najlepiej przeczytać dokładnie informację umieszczoną na opakowaniu. Po umieszczeniu nasion w ziemi pamiętać należy o ich obfitym podlaniu. Przy czym małe ostrzeżenie, przy nasionach posadzonych płytko musimy uważać, bo mogą nam one spłynąć po podlewaniu.

Tak naprawdę do sadzenia wystarczy nam łyżka. Odkąd pamiętam było to najwygodniejsze narzędzie. Oczywiście w każdym sklepie ogrodniczym znajdziecie mnóstwo łopatek szpadli i innych narzędzi. Często wyglądają do tego prześlicznie, więc czmu nie?

Oczywiście posadzenie ziarenek to nie koniec drogi. Pamiętać trzeba przede wszystkim o regularnym doglądaniu, podlewaniu (tylko nie zbyt często - może to doprowadzić do prawdziwej katastrofy!) i mówieniu do swoich roślinek. Tak! Naukowcy dawno już udowodnili, że mówienie do roślin sprawia, że rosną jak szalone.

Mad Mick

W każdym mieście są takie miejsca jak to. Dalekie od blichtru dużych restauracji, których ambicją jest serwowanie wymyślnych dań z odległych zakątków świata. Najlepsze wtedy, gdy chcemy dobrze zjeść, będąc akurat na mieście. Równie dobre wtedy, gdy ruszamy dopiero w świat. Można spotkać tam ciekawych ludzi i bardzo ciekawe jedzenie.

Tak jest też w Mad Micku. Pierwsze co trzeba odnotować to lokalizację. Poza głównymi ścieżkami, nieco z dala od centrum. Sprawia ona, że będąc tam czujemy się w gronie wtajemniczonych, jednocześnie dzięki temu dobór gości nie jest przypadkowy. Samo wnętrze jest mocno kolorowe, z poczwórnym obrazem tytułowego bohatera. Niestety jest ciasno. Po pierwsze, lokalik malutki. Po drugie, zawsze mnóstwo ludzi, dlatego te kilka stoliczków, co z przykrością można czasami stwierdzić, wiecznie zajęte. Kibicujemy właścicielom, aby przemyśleli przeprowadzkę do czegoś większego, ewentualnie otwarcie Mad Micka II.

Najważniejsze jest oczywiście jedzenie. Podstawowa potrawa w Mad Micku to hamburgery. Naprawdę niesamowite. Przede wszystkim mięso jest przepyszne. Prawdziwe 200g wołowiny, które nakarmi każdego. Do tego ciekawe dodatki. Możemy skusić się na hamburgera z serem pleśniowym, grzybami, bekonem czy bananem i masłem orzechowym. Wybór naprawdę obłędy, a to nie koniec, bo mamy jeszcze bagietki i pierogi czy Mad Mick's Pie, czyli ciasto francuskie z nadzieniem. Jedzenie dopełniają równie interesujące napoje. Dostępna w coraz większej ilości lokali fritz-cola i fritz-limo (polecamy szczególnie melonową) albo niezwykła alternatywa dla coca-coli - napój Wostok (oczywiście jest też Primator i inne piwa).

Nie można nie wspomnieć o obsłudze. Niezwykle serdecznej i miłej, a co najważniejsze kompetentnej. Dzięki miłemu panu za barem, który podbija serca wszystkich gości (widzieliśmy!), pobyt w bistro był niezwykle przyjemny. Wszystkim katowiczanom i gościom szczerze polecamy.

Mad Mick

ul. Plebiscytowa 22, Katowice

Pon. - Czw. 12:00 - 00:00

Pt. - Sob. 12:00 - 04:00

Zielone spaghetti

Spinach pasta
Nikt nie lubi szpinaku. To chyba jedno z tych warzyw, które przez los zostały potraktowane najgorzej. Zawsze siekany aż do powstania rzadkiej brei, do tego mrożony, przez to pozbawiony smaku i społecznego szacunku. Prawdziwa krzywda dla niego, ale przede wszystkim dla nas. Tak naprawdę szpinak jest warzywem niezwykłym. Smaczny zarówno surowy, jak i duszony, pod warunkiem, że jest świeży. Właśnie w tym momencie pojawił się już pierwszy, młody szpinak. Soczysty, chrupki, cudowny. Nie mogliśmy się powstrzymać, więc zrobiliśmy z niego sos do spaghetti. Było warto!

Spinach pasta

140g spaghetti
2 ząbki czosnku
1/2kg świeżego szpinaku
200g gorgonzoli (lub innego sera z niebieską pleśnią)
łyżka masła

Szpinak dokładnie myjemy, szatkujemy drobno i podsmażamy na łyżce masła. W międzyczasie gotujemy makaron. Gdy szpinak będzie już prawie gotowy dodajemy pokrojoną w kostkę gorgonzolę. Czekamy aż ser się rozpuści a całość połączy. Ser jest dość słony więc może nie być konieczności solenia. Ewentualnie delikatnie doprawiamy. Sos mieszamy z makaronem.

Spinach pasta

TOP10 spiżarnianych must have

Wiosna otwiera ten okres w roku, kiedy, starając się wykorzystać w pełni wszystkie smaki, wypełniamy kuchnie mnóstwem świeżych warzyw i owoców.  Królują wtedy proste smaki i przepisy nieskomplikowane "technicznie". Nie ma czasu ani ochoty na duszenie, marynowanie, długie pieczenie. Najlepsze jest to co prosto z drzewa, krzaka, ziemi.

Pomimo to spiżarnie nawet wtedy nie powinny stać puste. Są przecież takie produkty, które w spiżarni powinny się znaleźć zawsze. Dlatego poniżej przedstawiamy listę 10 najważniejszych dla nas rzeczy, które zawsze musimy mieć schowane na wypadek niespodziewanej wizyty, wieczornego głodu czy nagłej klęski żywiołowej. Lista ta przyda się też tym, którzy preferują spożywczy ascetyzm, a w lodówce przechowują zimne piwo albo kosmetyki - na te rzeczy zawsze musicie znaleźć miejsce.

1. oliwa - razem z kolejnymi pozycjami na liście pozwala wyczarować prawdziwe kulinarne cuda; dobra w tym co bardzo wyszukane, ale też choćby przy przygotowaniu najprostszej grzanki - bez niej w kuchni naprawdę nie da rady;

2. makaron - no, cóż, nie trzeba chyba tego komentować; przed tymi, którzy opanowali wszystkie nazwy i rodzaju tego przysmaku chylimy czoła, dla nas najważniejsze jest spaghetti - pasuje do prawie wszystkiego;

3. czosnek - razem z powyższymi tworzy niezastąpiony kuchenny triumwirat; znam mnóstwo osób, które nie lubią czosnku, nie jedzą, czasami wręcz nienawidzą - z żadną z tych osób nie utrzymuję już kontaktów;

4. cytryna - do sosu, do herbaty, sałaty nawet sama posypana cukrem (pamiętamy jeszcze ten niezapomniany smak przedszkolnych podwieczorków) - niesamowita i niezastąpiona, Jamie Oliver mówił w jednym z programów, że bez niej nie mógłby żyć;

5. chilli - i znów, z cytryną tworzy niesamowite połączenie, w dużych czy mniejszych ilościach rozgrzeje każde danie;

6. jajka - podobno są niezdrowe z powodu cholesterolu, dzisiaj otoczone troską ze względu na los kur je znoszących jajka dają naprawdę morze możliwości - na twardo i miękko, w omlecie lub jajecznicy, do ciasta, tarty, makaronu, do tego jakże fotogeniczne;

7. parmezan - może być też inny dobry ser; z całą pewnością kolejny bohater kuchni, którego można znaleźć wszędzie; oczywistością jest już makaron, ale naprawdę pasta z parmezanem smakuje lepiej; może być też w kanapce, zapiekance, omlecie - znów niezastąpiony;

8. tuńczyk - rybę uwielbiamy, tuńczyka natomiast szczególnie; przede wszystkim praktyczny (bo w puszce), do tego niezwykle mięsny (jest w co wbić zęby) o mnóstwie obliczy (w kanapce, z makaronem, nawet na pizzy);

9. masło - oczywiście takie prawdziwe, bez wody, utwardzonych tłuszczów roślinnych i innych wymysłów ludzkiego gastronomicznego geniuszu; to chyba kolejny smak dzieciństwa - kanapka z masłem i świeżym zielonym ogórkiem czy z pomidorem, gdy to piszę ślinka kapie mi na klawiaturę;

10. tortilla - choć na liście ostatnia uwielbiamy ją jak wszystkie powyższe; doskonale się przechowuje, a z powodzeniem może zastąpić pieczywo - możemy zawinąć w nią wszystko, gdy ją podprażymy w piekarniku doskonała jest w zupie zamiast grzanek, po pokrojeniu w paski będzie jak makaron, dobra jest nawet na słodko;

A wy co zawsze trzymacie w spiżarni?

 

niedziela, 8 maja 2011

Zapraszamy do naszego newslettera

Internet, telewizja, telefon, blogi, facebook, tweeter, blip, mail. Od czasu do czasu masa informacji pochłanianych codziennie może przerosnąć każdego. My też wiemy jak trudno to ogarnąć. Rozwiązaniem tego problemu może być nasz newsletter. Co tydzień w poniedziałek sam wyląduje w waszej skrzynce, a w nim: przepisy, które przez tydzień pojawiły się na blogu, przepisy na blogu nie publikowane - tylko dla was, porady, recenzje, TOP10 najważniejszych z każdej kuchennej kategorii. A wszystko to przeczytać możecie zawsze w najwygodniejszej dla was porze. Jeśli jeszcze nie zapisaliście się na naszego newslettera serdecznie zapraszamy. Pierwszy już jutro!

227@Na śniadanie

227

sobota, 7 maja 2011

Kanapka a'la Jamie

Jednym z powodów dla którego gotowanie i jedzenie fascynuje jest fakt, że kuchnia jak gąbka nasiąka wszystkimi naszymi doświadczeniami i wspomnieniami. Tak naprawdę gotowanie to wielka, długa narracja, opowieść o nas samych. Za każdym smakiem stoją setki historii, dla każdego jego własnych, ale czasami tak podobnych.

kanapka-jamiego

Święta wielkanocne mojej żony to przede wszystkim smaki świątecznego śniadania, smaki domowych przetworów - korniszonów, konserwowej papryki czy pieczarek. Dlatego w tym roku chcąc połączyć tradycję z nowoczesnością zdecydowaliśmy na tę mega kanapkę, która łączyła w sobie wszystkie smaki. Chrupiące pieczywo i pieczona szynka, a do tego papryka, korniszony i równie nieodłączna ćwikła. Rzecz zdecydowanie warta powtórzenia.

1 długa ciabatta

8-10 plastrów pieczonej szynki

papryka konserwowa

korniszony

ćwikła

Ciabattę przekrawamy na pół, smarujemy ćwikłą, obkładamy plastrami szynki, na którą wędrują pokrojone korniszony i papryka. Zamykamy drugą połową ciabatty i jemy, jemy, jemy.

Pieczona szynka

Od świąt wielkanocnych minęło już tyle czasu, że nikt o nich nie pamięta. Do tego wszyscy żyją już majówką i przestawieni są na tryb grillowy. Jednak zanim jeszcze rzucimy się na te wszystkie świeże pyszności, które już czekają na targowych straganach, warto poświęcić trochę czasu na upieczenie tej aromatycznej szynki.

Pieczone mięso jest w chwili obecnej mocno niedoceniane. Wszystkim wydaje się, że lepsze, prostsze i szybsze jest zrobienie fileta z kurczaka (nie mówiąc już o cudach w woreczku). Podczas, gdy przepis ten jest naprawdę prosty i nie wymaga zbyt wiele zachodu - brudną robotę odwala za nas piekarnik i rękaw do pieczenia. Dla nas zostaje najprzyjemniejsze - wbijanie się zębami w soczyste, aromatyczne, miękkie mięso, dobre gorące z piekarnika, ale też na zimno.

szynkaświąteczna

1kg szynki

kilka ziaren kolendry i jałowca

łyżeczka ziaren pieprzu

3 ząbki czosnku

łyżeczka ostrej papryki

łyżeczka soli

3-4 listki laurowe

pół szklanki oliwy

1 łyżka octu balsamicznego

Kolendrę, ziarna jałowca, pieprzu, ząbki czosnku rozcieramy z solą i papryką w moździerzu, dodajemy oliwę i ocet i nacieramy szynkę. Natartą szynkę najlepiej odstawić na noc. Następnie szynkę dokładnie związujemy sznurkiem, tak żeby miała ładny kształt i wkładamy do rękawa do pieczenia (polecamy również woreczki do pieczenia), na wierzchu układając listki laurowe i układamy w brytfance lub naczyniu żaroodpornym. Wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 180 stopni na przynajmniej 1,5 godziny.

środa, 4 maja 2011

Tegoroczne szparagi

Asparagus
Szparagi należą do tych snobistycznych produktów, o których mówi się, że każdy miłośnik dobrego jedzenia powinien ich spróbować. Ba! Powinien się w nich zakochać. Oczywiście trudno doszukiwać się szparagów na tej liście - są zdecydowanie łatwiej dostępne i tańsze. Nadal jednak dla zbyt wielu pozostają specyficznym rarytasem o którym się słyszało, który się widziało, ale którego nigdy nie chciało się jeść (podobna była historia serów pleśniowych; na szczęście dziś zawitały już pod strzechy).

Tak czy owak szparagi uwielbiamy i staramy się je jeść najczęściej jak się da. I choć przepisów na szparagi jest mnóstwo (głównie jako zupy, tarty czy quiche, ewentualnie zimne przekąski), my wolimy szparagi najprostsze. Wiemy, że szparagi powinno przygotowywać na stojąco, wiemy, że powinniśmy je związać, a najlepiej kupić specjalny garnek, ale zazwyczaj oznacza to poparzone od wrzątku ręce, a szparagi i tak się przewracają, więc z czystego lenistwa gotujemy je na parze. Zazwyczaj 10-15 minut wystarcza. Do tego albo dobre masło z pieprzem i solą, albo sos przygotowany z dwóch-trzech łyżek oliwy i soku z połówki cytryny. Do tego obowiązkowo jajko (najlepiej w koszulce, ale czasami wystarcza sadzone) i grzanki. Szczytem perwersji natomiast (i to dosłownie - wystarczy to sobie wyobrazić!) są szparagi i jajko na miękko.

W tym roku jesteśmy już po pierwszych - szczerze polecamy!

wtorek, 3 maja 2011

poniedziałek, 2 maja 2011

Własna hodowla

Hodowla


Szczerość kuchni jest w chwili obecnej sprawą najważniejszą. Szczerość polegająca przede wszystkim na dwóch elementach - jakości i prostocie. Choć ekologiczne, organiczne i lokalne to w chwili obecnej przede wszystkim komercyjne hasła zwiększające sprzedaż, to same idee są z całą pewnością wartościowe. Dziś mamy świadomość, że żywność wytwarzana w warunkach mających jak najmniej negatywny wpływ na otoczenie, z poszanowaniem praw wytwórców i przy sensownej polityce produkcji, choć być może nie ma bezpośredniego wpływu na nasze zdrowie i smak potraw, na dłuższą metę kształtuje otaczający nas świat.


Chcąc w swojej kuchni spełnić powyższe postulaty, najlepiej samemu zostać hodowcą. Każdy w swojej skali - od małej doniczki bazylii, do własnych krów - może czerpać satysfakcję z codziennego doglądania swoich wytworów. Jeśli ograniczymy się do balkonowego ogródka jest to tanie i w zasadzie mało pracochłonne - wystarczy pamiętać o podlewaniu. Codzienna kontrola jednak z czasem stanie się naszym nałogiem. W takiej właśnie sytuacji hodowana przez nas na balkonie bazylia, lawenda i dynia zyskały status prawie-że-domowników. Z niecierpliwością czekamy na pierwsze jesienne plony. Jednocześnie wiemy, że na tym nie zakończymy, bo przecież apetyt rośnie w miarę jedzenia. Już mamy plany powiększenia naszych upraw i sięgnięcia po nowe warzywa i zioła. Chilli, majeranek, rukola - pomysłowość w tej kwestii nie ma granic. Ba! Pojawił się nawet pomysł przeprowadzki na wieś! Choć do takich zmian raczej nie dojdzie, nasza kuchnia na pewno będzie ekologiczna, organiczna i lokalna.